SPEKTAKL: 10/10
REŻYSERIA: 10/10
SCENOGRAFIA: 10/10
WZRUSZENIE: GWARANTOWANE
Spektakl wystawiony ku pamięci Macieja Korwina.
Idealny dzień, żeby nadać Imię Novej scenie, to oczywiście piątek 13go.
Bilety kupiłam dawno... W marcu? jakoś tak. Na 13 nie było prawie miejsc, więc PO RAZ PIERWSZY wylądowałam w prawej loży i stwierdziłam, że mimo 6go rzędu widoczność jest nie najgorsza.
Ale od początku. Bilety kupiłam jeszcze szybciej, a po jakimś czasie okazało się, że niestety ten termin pokrywa się z terminem imprezy firmowej. I teraz mam nauczkę, że w takich wyjątkowych dniach od razu musze zgłosić w pracy, że idę na rano. Niestety było już za późno, każdy chciał się wystroić, więc zostałam w pracy z nadzieją, ze się wyrobię. I tak na to wszystko wskazywało- niestety jak to bywa w naszej deiksie, były małe problemy i wyjechałam z 10 minutowym przesunięciem czasowym. I to było te 10 minut, które straciłam później na parkingu w poszukiwaniu miejsc, uważając, żeby po drodze nie rozjechać plażowiczów.
Zaparkowałam. Wychodzę z auta i podchodze pod teatr. A tu burza oklasków. Oni już wszyscy wiedzą o moim chytrym planie zawładnięcia teatrem? nie. To właśnie zakończyła się uroczystość nadania imienia. No trudno... Grunt, że nadali- bo już nawet o tak oczywistą rzecz jak ta się zaczynałam po woli obawiać. Później się nawet cieszyłam z tego, że nie byłam na tym obecna, ale o tym za chwilę.
Przechodząc już do samego koncertu, to dawno nie trafił mi sie rząd pełen porządnych ludzi. Wszyscy uprzejmi, nie jedli cukierków, nie szurali butami, klaskali w odpowiednim momencie ;)
Koncert rozpoczął się uwerturą( oryinał: Endgame, Chess), w której były wyśpiewane wszystkie tytuły spektakli, które stworzył Dyrektor (swoją drogą była ona już wykonana na Jego pogrzebie). Aktorzy byli ustawieni w okręgu na dużej obrotówce, w przeróżnych strojach- były nawet takie, których nie znałam ^^. Scena się po woli obracała, jak pozytywka- aktorzy raz na obrót zmieniali pozę. Na samym środku stał fortepian z muzykiem, który czekał, na znak, by móc zacząć swój utwór, a obok niego na ziemi leżała nasza tancerka Villde w białej leciutkiej sukieneczce, z niebieską szarfą na szyi.
Na hasło Sunset Boulevard aktorzy w ciemnościach zeszli, i pojawił się biały snop światła na Vilde. Pierwszy raz wzruszył mnie taniec. Nie potrafię powiedziec tak naprawdę, o czym ona tańczyła. Nie potrafię nic mówić o tańcu- jedynie moge powiedzieć, że nie był kwaśny.
Koncert rozpoczął Maciej Korwin śpiewając piosenkę otwierającą Cabaret, komentując swoimi żarcikami. Nigdy nie widziałam go śpiewającego- i tak jak myślałam, nie jest najlepszy w tym, więc dobrze, że reżyserował ;)
Następnie był Opening z Klatki wariatek. Bardzo go lubię, bo dużo stepują- a nie ma nic lepszego niż dźwięk metalu uderzający rytmicznie o podłogę ^^. Zaczyna się rytmicznym i bardzo powolnym wejściem tancerzy na scenę. Ubrani w czarne garnitury, wchodzący na palcach. W tle pojawiło się wielkie zdjęcie Korwina, który wyglądał, jakby ich obserwował. Było tak pokazane przez pierwszą część utworu, a następnie zaczęły być pokazywane zdjęcia plakatów i fragmenty spektakli. MK powrócił na tym samym zdjęciu na zakończeniu tej piosenki. Chyba Mu się podobało. Klatka Wariatek była wznowiona na początku 2013r.- Początkowo Korwin był reżyserem i miał poprowadzić również próby wznowieniowe.
Evita- Wystąpiła Dorota Kowalewska w swoim "sztampowym" numerze, w "don't cry for me..". Ale jak stała na scenie przypomniałam sobie dzień zamknięcia dużej sceny. Nie pociągnęła wtedy pieśni do końca. Zaczął łamać się jej głos i po występnie... Teraz było właściwie było podobnie. Nie przerwała piosenki, jednak widać było jak bardzo walczy, zeby wyglądało tak jakby nie płakała. Przy murmurando, gdy J. Wester do niej podchodził widać było jak walczy, zeby się nie rozkleić, więc unikała z nim kontaktu wzrokowego, i szybko przejęła różę od niego i odwróciła głowę. Gdy już odchodzili w otchłań sceny Jacek Wester ją objął i widać było, że tak mocno zaszlochała.
Pierwszy raz poczułam, ze chętnie bym tę Evitę obejrzała- ta jedna piosenka wzbudziła we mnie takie emocje jak Nędznicy. Ponoć jest bardzo dobra jej ekranizacja.
<btw. na drugim spektaklu olśniło mnie, że ta suknia w której Dorota w Evicie występowała to ta sama którą ma Wester na sobie gdy w Spamie jest za Villas przebrany :))
Medley. Na środku stały litery MK. Z lewej strony sceny pojawiały się postaci ze spektaklu i śpiewały stojąc w miejscu- przemieszczały się dzięki scenie obrotowej i tak docierając do prawej strony sceny uciekali. Przez ten czas przez około 30 sek. prezentowali fragment spektaklu.
Przejście przez morze- kolęda. Oprócz tytułu nic więcej o tym spektaklu nigdy nic więcej nie widzialam/słyszałąm. Tu piosenkę śpiewała Anna Andrzejewska- stojąc w płaszczu z Psalmu stojących w kolejce. Właściwie obydwa te spektakle mają w tytule kolęda, stąd może to podobieństw. Piosenka od razu skojarzyła mi się też z utworami Kaczmarskiego- ale topewnie przez okres powstania tego spektaklu.
Ania z Zielonego wzgórza. No już wiem co wystawię dla dzieci w tym teatrze! W tytułowej roli Ola Meller, która przeuroczo wykonała piosenkę- leżąc cały czas na jednoosobowym łóżku (tak... to to łóżko o któe się pytałyśmy pani z jakiego spektaklu pochodzi, a ona nie wiedziała;)). Tu jedynie mogę wzdychać ponieważ wykonanie było genialne, ale i też sama muzyka genialna. Mam nadzieję, ze nie będzie ciężko pozyskać prawa autorskie do tego spektaklu. Nie no... zakochałam się :)
Świat Prospera. Pierwsze w ogóle słyszę ten tytuł i byłam wręcz przekonana, ze im się coś pomerdalo, bo czegoś takiego nie było u nas nigdy w teatrze. I połowicznie miałąm racj, bo było wystawiane to jedynie w niemczech. Piosenka była wykonana powiedzmy, że po angielsku. Wykonał ją Marek Richter- nic nie rozumiałam- miałam wrażenie, jakbym słychała Passanger-Kultu,w którym nie rozumiem ani slowa. Richter jako jedyny nie stał w miejscu- muzyka była mocno metalowa, więc głupio by to nawet wyglądało. Choreografię mial tak samo ambitną jak Kazik ( nie wiem skąd tu tyle nawiązań do Kultu..może takmiało być). Generalnie szybkim krokiem chodził od kieszeni do kieszeni mamrocząc coś w mikrofon. W tle (tak samo jak przy innych spektaklach) pojawił się plakat z tego spektaklu i poczułam wielką nienawiść- i pewność, że w tymteatrze ta piosenka już nigdy nie będzie wykonana. Nagle okazało się, że doskonale rozumiem niemiecki- a szczególnie tytuł utworu literackiego na podstawie którego powstał spektakl. Der Storm. Wiliam Sheakspeare. Koniec.
Szalone nożyczki. Totalnie nie rozumiałąm po co wplątali w ten spektakl właśnie nożyczki. Myślałam, że Tonio zaprezentuje swoje propozycje musicali, któw chciał wystawić w naszym teatrze. I trochę tak było, ale zamiast na musicalach- skupił się na Edycie Górniak i moim zdaniem strasznie odstawał od całej konwencji tego mixu.
Słowa. Kaczmarski. Genealnie jak dla mnie zbędne- było prawie że identyczne jak przejście przez morze. No ale muszę napisać, że Ostrowski jak się denerwuje najbardziej podoba mi się na scenie :)
Footloose- Chcę Bohatera. Piosenkę śpiewała Ola Meller. I mimo, że widziałam to dwa razy- nie mam pojęcia jak śpiewała, i poza jednym lookiem, czy ma widoczny brzuch ( tak delikatnie ma;)) to nic więcej nie widziałam. A to wszystko za sprawą zdjęć, które wyskoczyły w tle- na słowa "chce bohatera" pojawił się MK. Ale nie taki zwykły... Podejrzewam, że Tomasz Czarnecki był tego twórcą. Na zdjęciach był MK, a właściwie jedynie jego głowa, wklejona w różne scenerie. Więc raz był Kowbojem, Spidermanem, Batmanem, Gangsterem- generalnie bohaterem. Na ostatnie powtórzenie "Chcę bohatera" na zdjęciu pojawił się już on sam w całym wydaniu, z dłońmi podniesionymi do góry. Zdjęcie pochodziło z dnia, gdy podpisali umowę o rozbudowie teatru- chyba moje ulubione zdjęcie. Tak więc chyba piosenka była dobrze zaśpiewana/ zatańczona, ale w sumie to nie wiem :)
Chess- Chess. Utwór zatańczony w pierwszej połowie, a w drugiej były pokazane obrazy ulubionego malarza Korwina. Bylo to wszystko tak pięknie zatańczone, delikatnie. Pierwszy raz widzialam też te kostiumy. Generalnie były to body, które czasem zakrywały strategiczne części ciała tancerek i tancerzy. Na koncercie mieli bieliznę- ale jestem pewna, ze w spektaklu nie mogli jej mieć. I o ile kobieta może jeszcze jakoś wyglądac, to chłopaków wolę widzieć w tych stringach.
Przypomniało mi sie też, jak bardzo lubiłam kieydś muzykę z szachów. Gdyby to był kasowy spektakl to bym go przywróciła. Ale skoro wystawili 7 spektakli, to chyba prędzej w filharmonii zorganizuję koncert "the best of Szachy" ;)
Jesus Christ SS.-Superstar. Tu nic nie było w tle, więc mogłam się spokojnie skupić na tej piosence ;) Była wykonywana piosenka "superstar"- nigdy nie widziałam jej na żywo, więc tu było bardzo miłe zaskoczenie. Śledź śpiewał z ogromną energiąi byłam aż zaskoczona że potrafi tak się ruszać, ale największą uwagę przykuła choreografia tłumu. Wszyscy stali w <zorganizowanym> chaosie, i raz na jakiś czas jedna czy dwie osoby skakały w powietrze, jak jakaś supernowa, tworzyły z siebie podwieszony krzyż i spadały na ziemię bezwładnie. Następnie padała kolejna osoba, a tamta wstawała i dalej w szale tańczyła z tłumem.
Teraz na scenę wychodzi Rafał Ostrowski. Z tyłu widać, że ma w dłoni niebieski kapelusz i zaczyna mówić żarty (nieśmieszne) o przerabianiu piosenek przez aktorów podczas prób. Dążył do tego, żeby zaprezentować piosenkę, która ma być wywiadem z Dyrektorem. A tę rolę grał On. I moja nienawiść osiągnęła szczyt. Poczułam się jak te tłumy moherów, które protestowały, żeby nie wystawiać JCS- bo o Jezusie nie powinno się wystawiać spektakli. Bo gdyby on po prostu wyszedł już wcielony w rolę, może by nie było takźle. Ale przedstawienie się jako dyrektor, i pokazanie, że tylko on jets na tyle dobrym, żeby zagrać Korwina... Trochę przegiął swoją pewnością siebie. I jeszcze mówił najmądrzejszymi wyrazami jakie znalazł w słowniku.
Aaa... i okazało się, że żarty Korwina w porównaniu z O. byly rzeczywiście śmieszne ;)
Dracula- wiem jesteś ze mną. Śpiewała Trębacz i Więcek. Trębacz wyszła w sukni ciążowej, i wyglądałą jakby conajmniej się trojaczków spodziewała- a ja byłam zaskoczona, że nie wiem o jej ciąży. Ale ta piosenka właśnie opowiada o tym, że niedługo pojawi się ich syn na świecie, więc się uspokoiłam. Ja wiem, ze męskich ról w teatrach jest więcej, ale jakaś kobieta musi zostać, no i lepiej już ta Trębacz, niż żadna... Za to Więcek idealny pod każdym względem/
Na zawsze- Shrek. Wybór piosenki był oczywisty, bo wiadomo, ze Smoczyca była dzieckiem Korwina i był z niej przedumny. Śpiewałą Karolina Merda. No, co tu kryć, Smukowa jest znacznie lepsza i czekam aż wróci jej głos i będzie znowu grała w teatrze. Osła zagrał w zastępstwie Maciej Podgórzak- miał 3 h na przygotowanie roli- i był genialny! Jak na taki czas przygotowania, i nagłą sytuację był bardzo wyluzowany i zabawny. Takich aktorów podziwiam- zwłaszcza, ze to dobiero student.. Jedynie mi przeszkadzało, że nie była dopracowana choreografia smoczcy- nie ruszała ustami tak jak w spektaklu, czyli łącznie z Merdą, więc trochę to mi przeszkadzało.
Wichrowe Wzgórza-Kati. Sebastian Wisłocki, wg mojej mamy najmniej doceniany aktor Muzycznego, pokazał jak pięknie potrafi śpiewać. Jakie on ma doły! Nie mogłam się nasłuchać i właśnie z tą piosenką w głowie wychodzilam z teatru i towrzyszyłą mi przez cały weekend. Ma u mnie etat- będę szukać spektaklu w którym będzie mógł główną rolę grać. W ogóle chętnie bym ten spektakl obejrzała. Ta piosenka była pięknie galopująca. Muszę nas tym pomyśleć ;)
Gościem bądź- Piękna i Bestia. Liczyłam, że będzie coś z tego musicalu, niby byłam pewna (bo topierwszy Disney w Polsce), ale nie wiedzialam, jak stoimy z prawami autorskimi. Wystawili piosenkę, którą chyba najmniej lubiłam pod koniec życia tego spektaklu, jednak miło było popatrzeć ponownie na te wszytskie stroje i Westera wraz z Andrzejewską szlochających na scenie i wydmuchujących nosy w nogawki od gaci.
Miasto nad Atlantis. Zawsze wydawało mi się, że to bardzo nudny spektakl a tu się okazało, ze ma piękną piosenkę. Śpiewł ją mój kochany Więcek, więc jestem nieobiektywna.
Prowadzenie przejął Aleksy Perski, i ulżyło mi. Chyba jest najlepszym prowadzącym z tych dostępnych w teatrze. Na początku zaprezentował ranking dowcipów, ktore opowiedział nam sam Dyrektor. W sumie z czasem nie stały się śmieszniejsze- poza numerem jeden, przy którym rzeczywiście płakałam ze śmiechu.
Grease- Wpadłaś w Kłopoty- Piosenkę zaśpiewał również w zastępstwie Maciej Słabowski. Dla mnie numer jeden w wykonaniu tego numeru i powinni zmienić mu rolę w spektaklu. Niestety po śmierci Sebastiana nie udało się go zastąpić, i w końcu widziałam osobę, która sobie świetnie radzi z tym utworem. Nie koloryzuje, nie gra za mocno. Jest sobą, i to zdjaje egzamin. Mam nadzieję, że Szyc to zauważył ;)
Can You Feel... Tu również główną uwagę przykówało tło, a w nim pojawiały się zdjęcia dziewcząt teatralnych przytulonych, bądź całujących Dyrektora. Czasem słyszałam, jak Michalski kaleczy piosenkę swoim angielskim, ale szybko zmieniały się zdjęcia, więc o tym zapominałam i ponownie wpadałam w trans. Chyba ostatni raz tak płakałam na Fame... Ostatnim. Ta piosenka tak mnie rozstroiła, że ciężko było mi oglądać dalej spektakl. Właściwie wystarczył mały gest, wspomnienie o kolorze niebieskim, a znowu się rozklejałam. Michalski też płakał. Nie wiem czy w piątek też- ale w niedzielę na pewno. I te cholerne spojrzenia na zdjęcia Dyrektora... Minęło tyle czasu, a miałam ciągle wrażenie, że jesteśmy na jego pogrzebie. Że żegnamy się na zawsze po raz kolejny.
Tango Roxenn- Śpiewał niestety tylko Dziedzic. Uwielbiam to tango w wykonaniu Dziada, ale w duecie z K. Wojciechowskim, który tak pięknie ciągnął góry. Dziecdzic sobie również w tym radził całkiem nieźle ale... Idealnie nie było. Tu mnie zaskoczyła Ula Bańka, która jednak na tej scenie mnie nie drażni. Tańczyła pięknie! Jej włosy pogofrowane były przelekkie, co w połączeniu z ognistym tłem dawało cudowny efekt końcowy. Oglądałam to wszystko całkowicie zapłakana, i mimo, że było wiele wad w tej piosence, zamknęłam oczy i tego po prostu nie widziałam. Chłonęłam wszystko jak gąbka.
Michalski za to przytył. Widać to od razu. Wygląda coraz bardziej jak Prokop Chomik. Więc w Tangu miał tym razem koszulę- zawsze był bez niej. I nawet jeśli zamiar był inny i z innego powodu tę koszulę ubrał- ja wiem swoje ;)
Sunset Boulevard- Piosenka symboliczna, i nawet gdyby byłą najgorszą z najgorszych teraz nabrała takiej mocy, ze wszystkim i tak się teraz podoba i uważają ją za najlepszą. Zrobił jej promocję Korwin chlapiąc jak bardzo chciałby to wystawić. Nie bylam w stanie się wciągnąć w soundrack z tego musicalu. Ale piosenka w wykonaniu Dziedzica od razu skradła moje serce. Bardzo się ucieszyłam się, że ją przetłumaczyli- nie często się to zdarza, gdynie posiadamy licencji- i nigdy jej nie posiadaliśmy. Słuchając tekstu miałam wrażenie, że to Jego życiorys, plany, sukcesy- że to właśnie one są w niej zawarte. Pięknie był pokazanyteż teatr wraz z Nim na zdjęciach- na koniec było pokazane zdjęcie nowego budynk, które szybko przeskoczyło na zdjęcie MK z rospostartymi ramionami na wielkim pusym polu. Zdjęcie było na maksa przybliżone na postać Dyrektora a później bardzo szybko się oddaliło w kosmos- pokazując Jego potęgę.
Spamalot- Tu bez ochów i achów ale Karolinę Trębacz ponioslo i w wersie "ja również przyznam, że wolałam śpiewać w E" zaśpiewała "a również przyznam się, że czasem lubię w D". I wzrokiem zasugerowała, że to nie o tonację się rozchodzi i dodatkowo, że Lancelot jej toważyszący w D też lubi.
My Fair Lady- i nieśmiertelne muszę się żenić dzisiaj rano. Bardzo mi się podobała reakcja na ten tytuł- widać było po ludziach, że lubią ten tytul. A ja sobie właśnie uświadomiłąm,że nawet jak Majferka w przyszłym sezonie powróci- to bez Oli :( A bez Oli to się nie liczy :(.
Piosenka była jakaś pechowa. Nie wiem, czy aktorzy tak bardzo się spięli wiedząc, ze to chyba najważniejszy z AKTUALNYCH tytułów dla Dyrektora...W każdym razie Szyc jedną zwrotkę cały czas się mijał z muzyką a do tego dołączył chór tak jak powinien w oryginale więc dość mocno się wszystkoposypało- i było widać, że Szyc nie był świadomy swego za szybkiego startu. Za to w niedzielę co chwilę były potknięcia w choreografii. W scenie gdzie chłopcy robią pompki opierając się ramionami o wiaderka metalowe- jeden nie zdążył postawić wiaderka i gdy to pospiesznie zrobił- ześlizgnął się z niego i spadł. Natomiast później chłopaki przekazują sobie po metalowym kubku i nim tak jakby żąglują. W szeregu. No i jeden nie wyrobił się z podrzuceniem- próbował nadrobić i mu on spadł...
Po zakończeniu MFL cały zespół zszedł ze sceny. Został jedynie Szyc. Ubrudzony, jak to Doolitle. Stał na zaciemnionej scenie. On sam był jedynie oświetlony białymświatłem prostopadle do sylwetki- co dawalo złudzenie tunelu za nim. Podniósł głowę do nieba i podziękował Korwinowi za wszystkie spektakle.
Wielkie dzięki Ci!- piosenka przecudowna na podziękowanie. Ażdziwne, ze nie zmienili ani słowa- miałam wrażenie jakby pisane było to tylko na tę okazję. Jeszcze większą radość sprawiało mi to, że piosenkę prowadził Jacek Wester.Taki uśmiechnięty! Pięknie śpiewał, grał tańczył!
A chór publiczności odśpiewujący "bo fajny z Niego jest kumpel" miał niesamowitą moc.
"Wielkie dzięki Ci, nic lepszego w życiu się nie przydażyło mi!"
Zakochałąm się w teatrze. Po raz kolejny, a może po raz pierwszy? Znowu poznałam to uczucie głodu spektaklu, że było wszystkiego za mało. Że wszyscy byli genialni. MIałam ochotę wparować za scenę i im podziękować. I w momencie, gdy pokochałam teatr- kończy się sezon. Uwielbiam to uczucie. Myslałam, że po tylu latach już jest ono nie osiągalne.
Oby następny sezon był bardziej obiecujący. Wierzę, mimo wszytsko,że Michalski się ogarnie i nie zepsuje tego teatru.