poniedziałek, 14 lipca 2014

SEKS DLA OPORNYCH- Teatr Wybrzeże, Michele Riml, Krystyna Janda

SPEKTAKL: 6/10
REŻYSERIA: 6/10
SCENOGRAFIA: -

Komu polecam?
Małżeństwom przed i po przejściach. Dla miłośników warsztatu aktorskiego Doroty Kolak i takich, którzy chcą się pośmiać z tematów tabu oraz samych siebie






Przypadkowo zupełnie pojawiłam się po raz drugi na "seksie dla opornych" w teatrze Wybrzeże. Teatr przeze mnie rzadko odwiedzany. Przede wszystkim  nie podoba mi sie tam nagłośnienie, a właściwie jego brak. Wiecznie mam problem ze zrozumieniem kwestii. Ponadto jednak trafiam na spektakle które mnie nie porywają- wręcz przeciwnie, przez ich większość zastanawiam się, jak bardzo będzie to niegrzeczne, gdy wyjdę.
No ale ponieważ po raz drugi na ten spektakl zawitałam, nie mogło być z nim tak źle. Poprzednio siedziałam w ostatnim rzędzie, nie widziałam zbyt wiele. Byłam również z mamą, i czasem po ludzku krępowało mnie śmianie się z niektórych "seksownych" dowcipów.
Tym razem na spektakl poszłam z przyjaciółką, w o wiele lepszym dla mnie czasie- więc liczyłam na inny odbiór spektaklu.



Tak rzeczywiście było. Właściwie można powiedzieć, że widziałam go po rz pierwszy. Spektakl, jak ich większość składa się z dwóch aktów. W pierwszym możemy zapoznać się z problemem małżeńskim, w którym pozornie brakuje tylko miłości fizycznej. Z każdą minutą widać, że para nie dogaduje się w wielu płaszczyznach- i gdy dla Niej jest coś bardzo istotne, to On uznaje to za pierdołę nie wartą niczego. I tak sobie opowiadają co ona lubi, a co mu przeszkadza. Jest to przekazane w bardzo zabawny sposób, jednak pod koniec pierwszego aktu widać, że obojga partnerów ponosi i grożą sobie rozwodem. Tu następuje przerwa. w momencie, gdy właściwie znajdujemy się z nimi w mieszkaniu, i jako początkowo proszony gość, czujemy się jednak nieswojo, jak w domu, gdzie nagle wybucha kłótnia i chętnie byśmy wyszli. No i reżyserka (K.Janda) pozwoliła nam z tego domu wyjść.
Idziemy więc do znajomych, do baru, popatrzeć jak na Targu Węglowym chadzają sobie ludzie. Właściwie zapominamy, że był taki spektakl- mimo, że wcześniej bawiliśmy się przednio. Ale o spektaklu przypomina nam dzwonek- więc posłusznie wracamy na salę.
Małżonkowie kontynuują temat rozwodu. Właściwie on pakuje walizki, ona ucieka przed kłopotem do łazienki, podając jemu jedynie szczoteczkę. On jeszcze chętniej się ubiera i podąża w kierunku drzwi. Nie udało im się dojść do porozumienia. Nie zrozumieli czego pragnie ta druga osoba i dlaczego jej to tak bardzo przeszkadza. Ba! Nawet nie chcieli się tym zajmować. On wolał obejrzeć wiadomości i sobie potańczyć, ku uciesze widowni. Ona w końcu pod niego też się podpasowała, przebierając się dziwacznie w lateksowy kostium. I się dogadali. Na chwilę. Pewnie bardzo krótką. A ludzie w koło klaskali, udowadniając, jak bardzo nie zrozumieli nic z tego spektaklu.
Od strony aktorskiej prym wiodła Dorota Kolak. Była przede wszystkim naturalna. Dobrze rozumiała swoją rolę. Nawet gdy nie była na pierwszym planie, bo monolog miał sceniczny partner Mirosław Baka, cały czas grała.
Baka niestety gdy miał kwestię lub gest zpaisany w scenariuszu robił to wzorcowo. Jednak podczas dłuższych wypowiedzi Kolak po prostu siedział( lub stał) i czekał aż ta skończy kwestię- kiedy On z powrotem będzie mógł powiedzieć swoje linijki tekstu. Nie do końca chyba o to chodzi w ogólnie pojętym aktorstwie...

Spektakl jest dobry! Nawet bardzo! Ale czy taki wesoły? pierwszy akt zdecydowanie, ale przy drugim... Wypadałoby czasem przemyśleć, z czego się śmiejemy. Spektakl nie ma wesołego zakończenia, nie daje nadziei na zmianę. Lubię takie spektakle. Nie lubię ludzi, którzy ich nie rozumieją i wszystko odbierają, jako jedną wielką farsę.


opis spektaklu na stronie teatru
zdjęcia pochodzą ze strony teatru

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz