SPEKTAKL: 9/10
REŻYSERIA: 10/10
SCENOGRAFIA: 7/10
Komu polecam?
Wszystkim którzy myślą, że są otwarci na wszystko. Można się wiele os sobie samym dowiedzieć ;)

I tak idąc do mojego ( a właściwie Mojego) teatru w progu wejścia na salę zostałam zaatakowana wręcz papierową ścianą z cegieł i napisem "życie jest nowelą" i zastanawiałam się WTF. Wchodząc dalej na swoje siedzenie szłam ulicą Sezamkową, i na jej części spoczywały moje stopy aż do samych oklasków (no...prawie).
Spektkal rozpoczyna śpiewająca garstka aktorów w czerni, śpiewająca w takt skocznej melodii o pięknym dniu, który wstaje nad Avenue Q. Tu słoneczko, tam chmurka... rachunki, brak kasy i beznadziejne mieszkanie w zapyziałej dzielnicy. I już wiemy, że i do teatru dotarła moda na "to, że jest animowane, nie znaczy, że dla dzieci".
Od pierwszego momentu nie miałam problemu (którego się obawiałam) czyli skupiania się na aktorach, zamiast na lalkach. Jednak lalki same w sobie były tak dobrze wykonane, dobrane a przede wszystkim sterowane, że nie było opcji, zeby na nie nie patrzeć ;)
Jeśli chodzi o tłumaczenie podoba mi się język współczesny, użycie tekstów "na czasie". Lubię, gdy spektakl jest spersonalizowany pod odbiorcę oraz miejsce w którym go oglądamy. I tu mamy Maciusia z Klanu, całą playlistę polskich przebojów, oraz podróże gdyńską SKMką i marzeniach o przeprowadzce do Witomina. Czy Witomino to odpowiednik naszej Orunii? takie wrażenie właśnie odniosłam gdy wszyscy na to hasło zaczęli się śmiać w głos ;)
Na początku raziły mnie przerwy w scenach, co nie pozwalało się wciągnąć w fabułę. Tworzyło to bardziej "sitcomy" i obejrzenie nowych bohaterów i ich "ja" do tego stopnia, że właściwie sama zastanawiałąm się czy ten spektakl ma jakiś sens, czy tylko chcą sobie pośpiewać piosenki o gejach i pornolach i jedynie pokazać, że spektakl można wystawić w innej formie. Jeśli chodzi o grę aktorską podobał mi się każdy z osobna i wszyscy zarazem! Stwierdziłam też, że taki rodzaj przedstawienia jest oszczędny, ponieważ jak były sceny zbiorowe wydawało się, że jest taaaaki tłum. Ale zarazem gdy były poważniejsze sceny aktorzy znikali w tle i widziało się jedynie lalki. Chyba o to chodziło-więc jestem pod wrażeniem.
Podobało mi się również indywidualne podejście do lalek. Żadna nie ma wymiennego aktora, więc zostały one wykonane pod konkretnego współtowarzysza roli. Najgrubszy był Sasza, najsmuklejszą buzię miał Mateusz Deskiewicz, Maja zaś miała takie same spineczki i makijaż jak jej lalka. Trębacz sterowała prostytutką-w końcu pasowałą do jakiejś roli- i nie miała zadnego makijazu, co też było trafną decyzją bo nie rzucała się w oczy i mnie nie drażniła. Pojawił sie też nowy aktor ze studium, bardzo dobrze zbudowany ^^. Pomagał innym w obsługiwniu postaci, gdy była taka potrzeb, będąc przy tym nie zauważalnym. Dodatkowo ma bardzo ciekawą barwę głosu i nazwisko jeszcze piękniejsze- Czech. Kocham! <3. Agata może spać spokojnie, Krzysztof a już nie chcę ;)
Piosenki są utrzymane w temacie z Ulicy Sezamkowej. Gdyby wyłączyć słuchanie tekstów, można spokjnie puszczać dzieciom jako piosenki dla nich właśnie przeznaczone. Są śpiewane w uroczy, wesoły sposób że aż do przesady. Na szczęście w takich momentach jesteśmy sprowadzani na ziemię np. przez Saszę, który całą piosenkę śpiewa do czego służy internet mężczyznom.

Poruszane jest wiele kwestii i tak naprawdę nie uważam, ze były przedstawione wulgarnie, choć wprost. Sama miałam mieszane uczucia w niektórych scenach.
w np. "Jesteś małym rasistą". Piosenka która mówi o tym, że normalne, nieowlosione muppety nie lubią kudłatych. Więc nie nawiązuje tu do zadnych tematów biało-afroamerykańskich. W którymś momencie jednak pada zdanie, że rosjanina nie zatrudni, bo jest rosjaninem.I tu poczułam, że trochę przechodzą tę granicę i , że chyba nie jestem jednak tak otwarta jak myslałam ;)

Kasia Wojasińska się zgotowała- mówiła do lalki i chciała ją pocieszyć. Mówiła cały swój monolog do niej, ale za ramię złapała aktora. Wszyscy stali zmieszani i zaskoczeni tą pomyłką, Kasia zrobiła się czerwona, ale mimo wszystko pociągnęła wszystko do końca.
Niestety nie wszyscy potrafią się śmiać z siebie, bądź uwazają, ze nie powinno coś takiego mieć miejsca w teatrze- Stąd parę osób po przerwie nie wróciło.
Jeśli chodzi o publiczność to chyba największym zaskoczeniem było dla mnie to, że starsi ludzie którzy koło mnie siedzieli byli spektaklem zachwyceni- a to po nich spodziewałabym się takiej zaściankowości. Była wycieczka klasowa i nie omieszkałam podsłuchać rozmów- "nawet dało się obejrzeć".
Zakończenie spektaklu jest również zaskakujące. Bardzo mi się podoba- choć po takich słowach każdy będzie myślał, ze będą jakieś fajerwerki. Nie. Nie będzie. Zdecydowanie. Ale spektakl mimo wcześniejszych wątpliwości był przemyślany.

Tak więc zdecydowanie nie polecam. Szkoda kasy. Pająki mam tez w piwnicy- mogę pokazać za mniejszą opłatą ;)
opis spektaklu na stronie teatru
zdjecia pochodzą ze strony teatru
opis spektaklu na stronie teatru
zdjecia pochodzą ze strony teatru
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz