SPEKTAKL: 8/10
Komu polecam?
Miłośnikom nowych ludzkich historii, ot takich, opowiedzianych prosto z serca.
Spektakl o Czesławie Mozilu. Przez Mozila wymyślony i przez niego grany. "Cóż za pech" pomyślałam- jakoś nie jest artystą, którego sobie cenię. Parę ładnych lat temu niezbyt najlepiej odniósł się w stosunku do mnie- ni i niestety, miał mega wielką krechę u mnie. Nie wiedziałam nic na temat przebiegu jego kariery i najnowszych płyt. Mimo to postanowiłam wybrać się na to przedstawienie, aby zobaczyć co ono za sobą niesie.
Spektakl odbywa się na scenie na foyer- Och Cafe. Jest kameralnie, miło i przytulnie. Jednak coś, co niestety mocno mnie bolało przez cały spektakl to szczebelki w krzesłach. No niestety- wierciłam się niemiłosiernie, i jak obserwowałam inne panie- nie byłam jedyna. Bardziej mnie zastanawiało, jak panwie to robią, że nie wiercą się wcale, ale to chyba kwestia, że my jednak jesteśmy słabszymi istotkami.
Wracając do tematu głównego- spektaklu. Bardzo podobało mi się rozpoczęcie- aktor pojawił się i szukał kontaktu do podładowania telefonu. Coś tam narzekał, coś mówił na swój temat i tak oto niespodziewanie byliśmy wciągnięci w jego monolog. Na scenie towarzyszył mu akordeon oraz instrument klawiszowy typu Casio, na których cały czas ubarwiał swoje opowieści. O czym mówi? O wszystkim! Mimo, ze głównie mówił- robił to w tak charakterystyczny dla swoich utworów sposób- zupełnie inaczej rozkładając intonację. Dykcja nie była krystalicznie czysta- nie mniej jednak była bardzo poprawna, pomijając delikatne seplenienie. Poruszył również ciężki temat jakim jest emigracja- temat ostatnimi czasy na topie. Opowiedział o wszelkich problemach, ale też zaletach z nią związanych. Często opowiadając smutną historię okrywał ją ogromem śmiechu. Nerwowy śmiech, którym starał się to wszystko ukryć. Publiczność się śmiała, a mi pękało serce.
Największą dla mnie radością w tym całym spotkaniu była prezentacja premierowego utworu reklamującego film "Szkoła uwodzenia Czesława M.". Wykonując ten utwór Mozil nie przerwał go ani razu żadną opowiastką ani wtrąceniem- wiedzieliśmy, że to coś ważnego dla niego. Piosenka nie wesoła, ale bardzo prawdziwa. Słuchając jej dosłownie za gardło chwytało mnie wzruszenie, a takich emocji nie spodziewałam się w ogóle. A dodatkowo padło stwierdzenie, które kręci mnie od zawsze "usłyszycie to przedpremierowo".
Spektakl oglądałam w momencie kryzysu- miałam ochotę położyć się spać i wyłącznie to, że byłam w Warszawie tak krótko, nie pozwoliło mi zawrócić do domu.
Jak się okazało- całe szczęście- a to było nie lada wyzwanie.
Gratulacje!
Jak się okazało- całe szczęście- a to było nie lada wyzwanie.
Gratulacje!