wtorek, 6 września 2016

DZIEŃ DZIECKA- próba, teatr Rampa

Teatr Rampa- teatr jak dotąd znany mi wyłącznie ze spektaklu gościnnych- które, nie bójmy się powiedzieć, były świetne. Nigdy jednak nie udało mi się dotrzeć do ich macierzystego domu- a tym razem nadarzyła się okazja.

W ramach cyklu "Warszawa jest TRENDY" teatr postanowił pokazać nam odrobinę swoich kulis. Ale- co mnie zachęciło najbardziej- mogliśmy uczestniczyć w próbie spektaklu.

Ale od początku. 
Teatr położony na warszawskim Targówku- dzielnicy mi nie znanej, więc aby zdążyć na czas wyjechałam ze sporym zapasem. I tak oto miałam prawie dwie godziny na spokojne czytanie książki. Może nie tak spokojne, ponieważ nie do końca wiedziałam, czy uda mi się wejść. Trzeba przyznać,że okolica w jakiej znajduje się teatr jest przepiękna. Mamy mały park, i wielką fontannę. Wszystko zadbane, czyściutkie. Tak więc czekanie w tak przemiłej okolicy to sama przyjemność. 


Początkowo usiadłam od zaplecza teatru i przysłuchiwałam się próbom. Dwóm- i to muzycznym. Zastanawiałam się, jakie oni muszą mieć tam wygłuszenia, ze sobie nie przeszkadzają!

Kiedy zobaczyłam, ze parę rodziców weszło już ze swoimi pociechami do teatru- poszłam i ja. Trochę dziwnie się czułam bez, choć porwanego, dziecka- wszak to spektakl dla nich. Ale trzeba niektóre sprawy ignorować, zatem chodząc w tłumie z rodzicami udawałam, że moje dziecko gdzieś w tłumie maluchów się znajduje.





We foyer przywitał nas Cezery Domagała- dyrektor artystyczny teatru i reżyser. Teraz mogę dodać również, że niesamowicie ciepły człowiek. Zgromadził przed sobą skromną gromadkę dzieci i zaczął opowiadać: o tym gdzie jesteśmy, co zobaczymy i dlaczego jest to tak wyjątkowe. Opowiedział również o twórcach spektaklu i ręką wręcz podtrzymywałam szczękę, żeby za bardzo nie uderzyła ona w podłogę. Same znane mi nazwiska, a w ich czołówce Jerzy Jan Połoński, Tomasz Jachimek i Jarosław Staniek! Poczułam się nawet jakbym była tak obeznana w temacie teatrów,że co nazwisko- znam. 

Ruszamy na próbę! Na scenie pierwsze kogo zauważam to reżysera. Zaraz po nim- choreograf. Oczom nie wierzę!!! Widziałam ich już nie raz, gdzieś, na korytarzach... Na scenie... Ale nie w trakcie pracy- to jest coś! Więc siadam spokojnie, i staram się tłumić okrzyki radości które ze mnie kipiały! 
Jerzy Połoński opowiedział ponownie dzieciom co robią, dlaczego- a następnie przeszli do swojej pracy. Udawali, że nas nie ma! Widzieliśmy całkowicie jaka to
 jest harówka, i że to, co może było zamierzone, nie zawsze wyjdzie. Że zdanie można wypowiedzieć na 20 sposobów. Jak rozwiązać scenę ze skrzynią- bo tak jak było zaplanowane nie bardzo się da. Sceny były odgrywane a później korygowane, lub całkowicie zmieniane. Reżyser komentował, choreograf latał wokół aktorów, a oni odgrywali swoje role. Czasem nawet Połoński wchodził na scenę i pokazywał jaki ruch, gest ma wykonać dana postać- a tym samym dawał próbkę swojego aktorskiego talentu. Praca, którą aktorzy na naszych oczach wykonali przez pół godziny- będzie widoczna na scenie przez maksymalnie 30 sekund. Mamy do czynienia ze stosunkowo małą obsadą- a tu tyle to traw! I to przy założeniu, zę aktorzy wspaniale znają już tekst!
Na koniec zaprezentowali nam piosenkę, która jest już dopracowana i trzeba przyznać, widać różnicę. 

 Czas minął nieubłaganie, i choć miało być 10 minut a było dobre pół godziny- i tak czułam wielki niedosyt- i na pytanie czy mamy jakieś pytania, w głowie miałam tylko "czy mogę tu zostać na godzinkę? Ewentualnie na zawsze?". Było wspaniale, odtwarzając te wspomnienia czuję ponownie delikatny ścisk w gardle. Teatr rozkochał mnie w sobie na nowo!


Na spektakl przyjadę któregoś (słonecznego) dnia. Usiądę wśród nieletniej widowni i patrząc na scenę w windzie pomyślę sobie- widziałam jak powstawała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz