Jak bardzo matka potrafi kochać swoje dziecko, wie tylko kobieta, która je traci- takim właśnie zdjęciem zainspirował się 25 lat temu Claude-Michel Schönberg i postanowił tym samym wokół postaci takiej silnej kobiety zbudować spektakl. Chyba najpiękniejsza opowieść o miłości matki do dziecka. Matki, która zrobiłaby dla niego wszystko, żeby miało szczęśliwe, bądź chociaż godne życie. Osoby niesamowicie silnej, kochającej i wierzącej.
Ale jest nw pewno coś, czego Roma nie ma i mieć
nie będzie (chociaż, jak im się wjedzie na ambicję, to kto ich tam
wie..). Akcja spektaklu dzieje się w Wietnamie, i w spektaklu 90%
aktorów to skośnookie ludziska- moja ignorancja rasowa nie pozwala mi
poznać dokładnie, czy nie wmieszali sie tam jacyś chińczycy, zwłaszcza z
jednego z ostatnich rzędów. Żeby bylo Romie jeszcze trudniej dogonić
taki standard to na widowni siedziało właściwie 99% ludzi z nie kaukaską
urodą. Właściwie to chyba my dwie byłyśmy biełe ludzie ;)
Aż tu nagle... okazuje się, że pomiędzy tymi scenami jest brakujące ogniwo! Scena, która wyjaśnia właściwie wszystko. Otóż w burdelu spotykają się wszystkie pracownice- tym razem ubrane odświętnie. Wchodzi Chris i okazuje się, że biorą oni ślub. Po czym właśnie w tym momencie wpada najważniejszy władca Wietnamu i okazuje się, że w końcu wrócił, i że właściwie dlaczego Kim na niego nie czekała? No i się biją, Kim mówi mu, ze właśnie wyszła za mąż i że już go nie kocha. Po czym akcja zawiesza się na 3 lata. Widzimy, że już jest po wojnie i kolejne coś, czego Roma nie miała- fajerwerki mna scenie i latające chińskie smoki. Była piękna gra świateł, która powodowała, że żołnierskie ruchy pomiędzy nimi wyglądały na jeszcze szybsze, bardziej dopracowane i w ogóle typowe dla wietnamskiej musztry gdzie każdy ruch jest perfekcyjnie wykończony. W tle pojawia się piękna, złocona przywódcza twarz (a nawet gęba)- która ponownie oświetlana pod odpowiednim kątem nabierała różnych wyrazów, mimo, że była po prostu zwykłym stalowym odlewem.

Gratis!
Spektakl skończył się ok 22- na dworze panuje mrok.
Zgodnie z Westendowską tradycją przed wyjściem czekały taksówki, ryksze i bryczki- nic wyjątkowego. Wystarczyło odwrócić głowę, a byliśmy tam. W Azji! Teatralne wyjścia było skierowane w stronę China Town! Mijały nas grupki Azjatów, a czerwono złote lampiony pobłyskiwały, wydłużając emocje po spektaklowe.
I owszem- wietnamska restauracja była moim celem jako punkt gastronomiczny tego wieczoru!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz