czwartek, 4 sierpnia 2016

MISS SAIGON, Prince Edward Theatre, London





Jak bardzo matka potrafi kochać swoje dziecko, wie tylko kobieta, która je traci- takim właśnie zdjęciem zainspirował się 25 lat temu Claude-Michel Schönberg i postanowił tym samym wokół postaci takiej silnej kobiety zbudować spektakl. Chyba najpiękniejsza opowieść o miłości matki do dziecka. Matki, która zrobiłaby dla niego wszystko, żeby miało szczęśliwe, bądź chociaż godne życie.  Osoby niesamowicie silnej, kochającej i wierzącej.
Wersję Romową widziałam jedynie nagraną, więc nie do końca mam pewność, czy nie była to np skrócona wersja tego, co było na scenie.
Ale jest nw pewno coś, czego Roma nie ma i mieć nie będzie (chociaż, jak im się wjedzie na ambicję, to kto ich tam wie..). Akcja spektaklu dzieje się w Wietnamie, i w spektaklu 90% aktorów to skośnookie ludziska- moja ignorancja rasowa nie pozwala mi poznać dokładnie, czy nie wmieszali sie tam jacyś chińczycy, zwłaszcza z jednego z ostatnich rzędów. Żeby bylo Romie jeszcze trudniej dogonić taki standard to na widowni siedziało właściwie 99% ludzi z nie kaukaską urodą. Właściwie to chyba my dwie byłyśmy biełe ludzie ;)

Pierwsza scena rozpoczyna się w Dreamland, czyli wietnamskim burdelu. To tam amerykańscy żołnierze chodzili sie rekalsować. Zupełny przypadek sprawił, że trafia tam Kim, dziewczyna 17letnia, która musi jakoś przeżyć i zaczyna tam pracować (właściwie jest dość mocno do tego przymuszana, pięknie ograne mimo, że dość zbyt brutalnie biorąc pod uwagę siedzące na publiczności dzieci). Tu zdecydowanie wszystkie sceny były bardziej wulgarne, scena mocno przepełniona panienkami, rurami, piórami i wszelkimi błyskotkami.
Swój pierwszy raz Kim zalicza z Chrisem, który w sumie też nie wie czemu z nią poszedł (faceci...). Właściwie zaraz po okazuje się, że właściwie to on ją kocha. Ona, to już w ogóle szaleje z miłości od pierwszego spojrzenia. I tu nastał moment odśpiewania songu miłosnego podczas którego nie mogłam się zdecydować, czy Boski Damian Bogdan Emanuel Aleksander jest gorszy, czy ten obecny na scenie Chris. Oboje byli równie beznadziejni. Za to byłam zaskoczona Kim, która śpiewając wysoko, nie była ani trochę piskliwa. I nie wynikało z przesuniętej skali glosowej, ponieważ doły miała równie głębokie i pełne. Aktorsko też nie można jej nic ująć.
I po takim śpiewaniu jak bardzo się kochają w Romie pojawia się jakiś główny wietnamski przywódca, który dzięki "pomocy" Alfonsa- wujka Sama odnajduje Kim i chce zabić jej syna i z nią być. Troche to głupie i nigdy tego motywu nie ogarniałam- trochę jak z Javertem goniącym ValJeana bez jakiegokolwiek sensu.

Aż tu nagle... okazuje się, że pomiędzy tymi scenami jest brakujące ogniwo! Scena, która wyjaśnia właściwie wszystko. Otóż w burdelu spotykają się wszystkie pracownice- tym razem ubrane odświętnie. Wchodzi Chris i okazuje się, że biorą oni ślub. Po czym właśnie w tym momencie wpada najważniejszy władca Wietnamu i okazuje się, że w końcu wrócił, i że właściwie dlaczego Kim na niego nie czekała? No i się biją, Kim mówi mu, ze właśnie wyszła za mąż i że już go nie kocha. Po czym akcja zawiesza się na 3 lata. Widzimy, że już jest po wojnie i kolejne coś, czego Roma nie miała- fajerwerki mna scenie i latające chińskie smoki. Była piękna gra świateł, która powodowała, że żołnierskie ruchy pomiędzy nimi wyglądały na jeszcze szybsze, bardziej dopracowane i w ogóle  typowe dla wietnamskiej musztry gdzie każdy ruch jest perfekcyjnie wykończony. W tle pojawia się piękna, złocona przywódcza twarz (a nawet gęba)- która ponownie oświetlana pod odpowiednim kątem nabierała różnych wyrazów, mimo, że była po prostu zwykłym stalowym odlewem.

Niesamowitą sceną jest ostatnia w której dzieje się tyle, co a brazylijskich serialach razem wziętych, i to jeszcze w  formie musicalu. Scena nagle zyskuje niesamowitą głębię, tyle płaszczyzn, pięter, że ludzki umysł nie hjest w stanie tego wzrokiem ogarnąć- nie wiadomo gdzie patrzeć.
Kim po oddaniu syna zabija się
Chris łapie ją i całuje i w ogóle obściskuje, jak Marius Eponin (no nawet w tym samym fragmencie sceny klęczał, nie mówiąc już o nędznej scenografii).
Żona Chrisa za to bierze dziecko i je przytula, akceptując jego obecność i wpuszczając go w swoje życie.

Po tym spektaklu wiem, że Wietnam będzie miejsce które kiedyś odwiedzę. Wiem, że wojna wietnamska a musical i świat teraźniejszy to dwie różne sprawy. Ale do listy miejsc które kiedyś zobaczę na własne oczy dołączę. Bo czemu nie?


Gratis!
Spektakl skończył się ok 22- na dworze panuje mrok.
Zgodnie z Westendowską tradycją przed wyjściem czekały taksówki, ryksze i bryczki- nic wyjątkowego. Wystarczyło odwrócić głowę, a  byliśmy tam. W Azji! Teatralne wyjścia było skierowane w stronę China Town! Mijały nas grupki Azjatów, a czerwono złote lampiony pobłyskiwały, wydłużając emocje po spektaklowe.
I owszem- wietnamska restauracja była moim celem jako punkt gastronomiczny tego wieczoru!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz