Jakieś 10 lat temu, kiedy byłam zafascynowana
starymi polskimi kabaretami usłyszałam utwory "Uśmiechnij się" oraz
"Song sprzątaczki"w wykonaniu Stanisławy Celińskiej. Była genialna.
Pragnęłam zobaczyć ją na żywo- jeszcze wtedy nie wiedziałam, że po
latach odmieni się forma tych spotkań i od kabaretu będzie jednak
daleko. Na żywo mogłam podziwiać ją dwa lata temu- było to to marzenie,
które podczas realizacji po prostu Cię zawodzi. Pamiętam, że było nudno,
długo, wolno- jednak mimo wszystko czułam, że jej kunszt aktorski jest
wart kolejnego podejścia do jej występów i tak udało mi się zobaczyć ich
jeszcze parę. Chyba teraz dojrzałam do jej twórczości, ponieważ z
każdym koncertem czuję, że odbieram go coraz pełniej.
Koncert miał tytuł "Atramentowa"- czyli mamy do czynienia z promocją ostatniej płyty, którą już jakiś czas można otrzymać w sklepach muzycznych. Zwykle mam mieszane uczucia co do tego typu koncertów- często bywają odegraniem płyty na żywo. Na szczęście tutaj było zdecydowanie inaczej. Stanisława Celińska zaśpiewała utwory, które znajdowały się na płycie, lecz okraszała je anegdotami, przemyśleniami bądź opowiadała historię ich powstania. W powiązaniu z nimi, cały koncert był niesamowicie spójny. Zaczęliśmy od piosenek nocnych, mrocznych, smutnych aż po utwory o wschodzącym słońcu i nowym, kolejnym dniu.
Koncert miał tytuł "Atramentowa"- czyli mamy do czynienia z promocją ostatniej płyty, którą już jakiś czas można otrzymać w sklepach muzycznych. Zwykle mam mieszane uczucia co do tego typu koncertów- często bywają odegraniem płyty na żywo. Na szczęście tutaj było zdecydowanie inaczej. Stanisława Celińska zaśpiewała utwory, które znajdowały się na płycie, lecz okraszała je anegdotami, przemyśleniami bądź opowiadała historię ich powstania. W powiązaniu z nimi, cały koncert był niesamowicie spójny. Zaczęliśmy od piosenek nocnych, mrocznych, smutnych aż po utwory o wschodzącym słońcu i nowym, kolejnym dniu.
Energia,
jaką darzyła swoją publiczność, płynęła z jej serca więc jest wręcz
niespotykana. Upewniała się, grzecznościowo, czy nie jest nam zimno.
Oświadczyła, ze nie pogniewa się jak będziemy wychodzić z tego powodu i
jeśli chcielibyśmy ten koncert zakończyć szybciej to mamy mówić.
Oczywiste jest to, że nikt o zakończeniu nawet nie śmiał myśleć, ale w
niej można było na każdym kroku odczuć troskę o innych.
Czymże
jest piosenkarka bez swojego zespołu. Zdecydowanie grała z największym
muzycznym teamem z jakim miałam ją okazję widzieć. Nie ma co ukrywać, od
razu słychać tę ilość wspaniałych instrumentów, które idealnie ze sobą
współgrały. Relacje wszystkich artystów były niesamowicie ciepłe.
Celińska im czasem matkowała- głaskała po główkach, ciepło się zwracała.
Później ruszała w tan i była ich klubową koleżanką. Byłam zdumiona ile energii siedzi w duszy tej "starszej pani".
Były utwory z wspaniałymi tekstami zarówno samej aktorki jak i wielkich pieśniopisarzy- np. Wojciecha Młynarskiego, Doroty Czupkiewicz czy... Muńka Staszczyka. I to właśnie jego piosenka jest najmocniejszym utworem całego
koncertu. Myślę, że brak jest osób, które tej piosenki nie znają.
Ciężko przejść obok niej ponieważ płynie prosto z serca- została ona
napisana specjalnie dla Celińskiej, której los w pewnym momencie zszedł
na nieodpowiednią drogę. Wspaniale wykonana piosenka, mimo, że wszystkim
na widowni doskonale znana, powodowała, że łzy nie przestawały płynąć a
oklaskom nie było końca. Chociaż o ile łzy są w porządku, oklaski
były... za szybko. Nie daliśmy utworowi wybrzmieć do końca. Nie daliśmy
go zamknąć. Pomedytować nad słowami przez ułamek sekundy. Myślę, że
cisza byłaby tu większym podziękowaniem. Aktorka, mimo, że wcześniej
siedziała pewna siebie tutaj widać było, że piosenka, którą wykonywała
była dla niej trudnym utworem. Podziwiałam, że odważyła się na jego
publiczne wykonanie, bo to zdecydowanie zupełnie coś innego niż
piosenka, z której tekstem się utożsamiasz, ale mimo wszystko nie
przeżyłaś.
Na bis zagrała utwór "W imię
miłości". Dlaczego o tym piszę? Ponieważ rząd za nami siedziała pewna
babcia. I ta babcia śpiewała równie głośno co Celińska tekst piosenki.
Nieźle, pomyślałam. Odwracam się zatem, aby zobaczyć, i widzę. Pani
siwiuteńka, wyprostowana i pochylona w stronę sceny. W ręce trzyma
kartkę z wydrukowanym tekstem piosenki i odśpiewuje wręcz jak hymn.
Wspaniały widok!
I mnie udało się z nią zamienić parę zdań. Ledwo wypowiadałam cokolwiek bo i mnie oczy zachodziły łzami. Nie sądziłam, że kiedykolwiek znajdę się tak blisko tej wielkiej aktorki. Uścisnęła mnie za rękę. Rozmawiałyśmy o wcześniej wspomnianym spektaklu- otrzymałam informację, że będzie to przedstawienie w Teatrze Telewizji. Co prawda nie lubię tej formy przedstawień, ale to z przyjemnością obejrzę. Tym razem będzie on miał dla mnie o wiele większą wartość.
Suplement
Po
ostatniej piosence aktorka obiecała pojawić się z boku sceny aby dać
autograf na płycie bądź książce lub po prostu- przytulić. Nie wierzyłam-
pamiętam, jak w 2007 r. pragnęłam dostać jej autograf po spektaklu
Grace i Gloria, jednak brakowało mi odwagi. Byłam ziarenkiem piasku przy
tak wielkiej dla mnie postaci, więc odeszłam. Tutaj była na moje
wyciągnięcie ręki. Zawsze staram się przepuścić wszystkich
zainteresowanych przed sobą, ponieważ na koniec zostaje większa swoboda
na wymianę paru zdań. Tak zrobiłam również teraz.
I
tak czekam w kolejce, ludzi cała masa. Organizatorzy postarali się i
zorganizowali stolik i krzesła również dla osób, które będą do niej
podchodzić. Stałam i obserwowałam. To co zobaczyłam, się nie odzobaczy-
wszystko zostało zachowane głęboko w sercu. Podchodziły do aktorki osoby
w różnym wieku- część z płytą, część po zdjęcie. To dla Kasi, to dla
Artura. Każdego aktorka pytała czy to dla niego, czy w prezencie oraz
ozdabiała malutkim rysunkiem. W pewnym momencie podeszła dziewczyna- na
oko, w moim wieku. Usiadła, przytuliła, i podziękowała. Było to jej
wielkie marzenie, które spełniła. Wymieniły ze sobą szeptem parę zdań,
biedaczka dalej szlochała-odeszła szczęśliwa tuląc zeszyt do serca.
Chwilę później podeszła kolejna kobieta, która podobnie się wzruszyła
samym spotkaniem. Nachyliła się i szeptała coś do ucha Artystki. Ona
przytakiwała, odpowiadała, trzymała za rękę i przytulała.
Dała
wielu osobom to ciepło, którego tak bardzo każdy z nas potrzebuje.
Zwykłego chwycenia za rękę, czy przytulenia. To tak nie wielki gest, a
zarazem rzecz, której kupić nie można. Kolejny w kolejce był mężczyzna,
lat ok. 30. Również szeptem się zwierzył, Ona wręcz go błogosławiła.
Jego oczy szkliły się a odchodząc od stolika radość z niego wprost
promieniowała. Dosłownie.
Stałam, patrzyłam, nie dowierzałam! Co tu się wyprawia! A Pani Stanisława, tak zwyczajnie, dzieliła się swoim sercem.
I mnie udało się z nią zamienić parę zdań. Ledwo wypowiadałam cokolwiek bo i mnie oczy zachodziły łzami. Nie sądziłam, że kiedykolwiek znajdę się tak blisko tej wielkiej aktorki. Uścisnęła mnie za rękę. Rozmawiałyśmy o wcześniej wspomnianym spektaklu- otrzymałam informację, że będzie to przedstawienie w Teatrze Telewizji. Co prawda nie lubię tej formy przedstawień, ale to z przyjemnością obejrzę. Tym razem będzie on miał dla mnie o wiele większą wartość.
To już kolejna impreza na Tarasach przy parku wodnym w Sopocie, którą odwiedziłam. Wcześniej omijałam to miejsce szerokim łukiem- siedzenie na wydarzeniu i marznięcie nie było moim spełnieniem marzeń. Nie mniej jednak ostatnio wymiatają, jeśli chodzi o dobór repertuaru- więc biorę koc i oglądam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz