czwartek, 4 sierpnia 2016

OKNO NA PARLAMENT- Teatr Muzyczny w Gdyni, Cooney, scena Nowa


SPEKTAKL: 8/10

REŻYSERIA: 8/10
SCENOGRAFIA: 8/10

Komu polecam?
Wypoczętym. Tyle się dzieje, że trzeba nie lada skupienia, żeby się połapać. Wybierz się w doborowym towarzystwie, a po spektaklu wybierzcie się na kolację przypominając sobie najśmieszniejsze gagi.


Kolejna premiera spektaklu, który nie wiedzieć czemu pojawił się w repertuarze teatru muzycznego. Wcześniej takim tytułem było "39 stopni"- farsa słaba, nie mniej jednak bardziej skupiłabym się tu na gatunku , a nie na tym, czy się podobało, czy nie. Dlaczego teatr MUZYCZNY podejmuje się wystawiania spektakli dramatycznych? Jako widz przeciętny, który nie wchodzi w szczególy spektaklu, mogłabym czuć się wręcz rozczarowana, że nie jest to musical, lub chociaż spektakl muzyczny czy wodewil. Wracając do sztuki bieżącej...
Okno jest kolejnym przedstawieniem Ray'a Cooney'a, w przekładzie Elżbiety Woźniak. Duet można powiedzieć, że sprawdzony. Pani Elżbieta nie raz już podejmowała się tłumaczeń tego reżysera z dużą skutecznością. Niestety jeśli chodzi o samą fabułę spektaklu- mnie lekko rozczarowała. I nie chodzi tu o to, że było nie śmieszne. Było, sama się nawet parę razy głośno zaśmiałam, pomimo, że większość uśmieszków początkowo udawało mi się skutecznie stłumić w sobie. Treść spektaklu, można powiedzieć jak na autora- banalna, nie przewidywalna. Czasem zazdroszczę ludziom, że nie mają styczności ze zbyt wielką ilością spektakli, bo mogą spojrzeć na ten zupełnie inaczej.

Akcja tradycyjnie zaczyna się na spokojnie. Widzimy Rafała Ostrowskiego wraz z A.M. Urbanowską. Właściwie tu już też nic nie zaskakuje (no.. może poza tym, ze aktorka schudła i się ładnie prezentowała na widowni): Ostrowski  wyglądał jak ulizany pedofil i ciągle w głowie miałam "Ilse..czas na bajeczkę.." <Przebudzenie wiosny- piosenka, w której ojciec gwałci swoje córki>. On się wręcz ślinił na widok panienki. Fuj. Urbanowskiej nigdy nie lubiłam, i chyba jak w przypadku Karoliny T. nie prędko to nastąpi. Była poprawna, o ile wypada mi to napisać- ładna, ale irytująca. W krótkim czasie poznajemy właściciela hotelu (T. Fogiel), kelnera (M.Richter), dowiadujemy się, że Oset nie jest byle jakim posłem tylko najważniejszym premierem a sekretarka z którą wybrał się na noc do tego hotelu- jest sekretarką z innej partii. Chcąc skonsumować tę niepochlebną znajomość Ona podchodząc do okna odkrywa- trupa. Trup nie byle jaki, bo zaglądający przez okno do pokoju- w tej roli sprawdził się świetnie Aleksy Perski, który nie raz musiał się przewrócić, bądź przeturlać po niezbyt miękkim podłożu. Nie chcąc rozgłosu Bóg chowa trupa do szafy, wzywa swoją prawą rękę na pomoc w ratowaniu tej sytuacji.Dalej akcja toczy się bardzo szybko- nie sposób to wszystko wymienić. Jednak z ciekawostek i innych takich spostrzeżeń:
-R. Ostrowski chodził w szlafroku ze spektaklu "My Fair Lady". Szlafrok był własnością prof. Higginsa, którego odgrywał M. Richter często stojący tuż obok niego w stroju (niegdyś swojego)kelnera.
- już nie pamiętam kto jechał do tej ciotki- ale jechał do ciotki mieszkającej w Felixtowe- Ciotka istniejąca w spektaklu Mayday 2 tego samego reżysera
- K.Kurdej pojawia się na scenie jako siostra
-A. Perski grał trupa. Gdy został chowany do szafy był niby "wieszany" na haczyku na ubrania. Oset go podnosił i wieszał o kark płaszcza, równocześnie gdy trup delikatnie unosząc się na palcach pomagał mu to czynić i ostatecznie wisiał powierając swoje stopy o deseczkę na drzwiach zamontowaną. Nic dziwnego- tu jest teatr, nikt się nie spodziewa, że facet o męskiej wadze będzie wisiał na kawałku materiału i dyndał. Nikt prócz pani siedzącej obok mnie. Ona była zachwycona tym, że Oset go uniósł i powiesił. Zachwycona? Mało powiedziane. Zakładając sytuację, że na scenę wróciłoby Francesco lub Fame, a byłabym w miejscu, gdzie należałoby zachować ciszę i spokój, myślę, że nasze radości były by w tym samym stopniu w skali zachwytu.
- noooo i oczywiście wszystkowiedząca publiczność. Wiem, jestem wredna, ale wkurza mnie człowiek siedzący na widowni przewidujący przyszłość. Umówmy się, nie była to komedia, w której wszystko zaskakiwało. Były sceny/dialogi, które po prostu były do przewidzenia. I w tym momencie pan Zenon z 2 rzędu teatralnym szeptem zdradzał swoim znajomym co aktor stojący na scenie zaraz powie. Trafiał lub nie- bo jak mówiłam, część było ciężko przewidzieć. Ale myślę, że gdzieś po świecie chodzi jeszcze jeden Bóg, o którym nie wiemy. Oczywiście takich proroków było paru, więc momentami można było usłyszeć parę wersji wydarzeń.


Spektakl w mojej opinii ma bardzo dobre tempo, czasem nawet za szybkie- ciężko sobie zakodować jakąś informację kto jest kim i co właściwie robi, bo zmienia się to po raz kolejny. Mimo wszystko zostaje czytelny i przede wszystkim zabawny. Jest umieszczony w schemacie typowych komedii dla tego reżysera, ale to też chyba normalne, że oni lecą pewnymi schematami. Publiczność świetnie się bawiła, ja nie uważam, żeby wieczór był zmarnowany.
Po pierwszym akcie nie byłam zbyt zadowolona. Właściwie, gdy usłyszałam, że komuś się podoba tempo akcji oraz fabuła, myślałam, że się nabija. Drugi akt na szczęście nadrobił na tyle, że spektakl mogę nazwać zdecydowanie udanym. Jednak nie wybiorę się na niego po raz drugi- jednak komedie dwukrotnie nie bawią.
Oczywiście nie zawiódł również pan Rudziński, który tradycyjnie wyraził swoje odwrotne zdanie na temat spektaklu. Ja nie wiem jak on to robi? Zbiera opinie i pisze wszystko przeciwnie? Może posiadł moje zdolności w rozwiązywania testów tak, by żadna z odpowiedzi nie była prawidłowa i wzbudzić wszelki zachwyt? Zagadka wciąż nie rozwiązana.

Opis przedstawienia na stronie teatru
Zdjęcia pochodzą ze strony teatru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz