SPEKTAKL: 8/10
REŻYSERIA: 8/10
Komu polecam?
Wielbicielom piosenek Bukartyka, choć i osoby, które go nie rozumieją znajdą tu dla siebie wiele. Nie zapominajmy o reżyserze- kto miał z nim styczność, nie zawiedzie się.Uwielbiam moment kiedy wracam sama samochodem- wracam przeważnie dłuższą trasą, jadę wolniej- to wszystko w towarzystwie jedynie dźwięków silnika. Tylko ja i cisza, którą zakłócają dźwięki pozostałe w mojej głowie- to dźwięki teatru, o które będę dbać, aby nie opuściły mnie do końca dzisiejszego dnia. Kładąc głowę na poduszce dalej będą mi dźwięczeć, a ja będę jeszcze szczęśliwsza. Kocham ten stan- tego szumu w uszach i żołądka przepełnionego sztuką i emocjami.
Wszystko jest takie ulotne. Wrócę do domu, zapalę światło i wszystko zniknie rozproszone przez inne bodźce.
Ale od początku.
Spektakl na podstawie piosenek Piotra Bukartyka. Znam, lubię, bardzo często słucham. Jadąc do teatru zastanawiałam się, jakie piosenki wybiorą. Doświadczenie nabyte na spektaklach typu "oparte na piosenkach tego i tego" nauczyło mnie, że reżyserowie w głównej mierze idą na łatwiznę i wybierają szlagiery. Publiczność zna, dobrze się bawi, a recenzenci wrzucają świetne opinie. Całe szczęście Jerzy Satanowski (reżyser) nie zawiódł i właściwie nasze listy praktycznie się nie pokryły.
Jeśli chodzi o interpretację piosenek powiem szczerze- nie powalało. Aktorzy śpiewali genialnie w niektórych utworach i zaraz do tego przejdę- jednak z tej części chciałabym się wytłumaczyć. Piotr Bukartyk swoje piosenki śpiewa w swój jedyny i niepowtarzalny sposób. Ktokolwiek śpiewa jego piosenkę robi to już inaczej na tyle- że czasem nie sposób się domyślić, że to ten sam utwór. Tu mamy dokładnie do czynienia z tym samym- nie wiem, co należałoby zrobić, aby powaliło na kolana.
Dodatkowo, co w pierwszym momencie zasmuciło mnie ogromnie, zabrakło na scenie Artura Barcisia. Od tygodni czekałam, by móc go na tej scenie zobaczyć a tu taka niespodzianka...
Nie ma tego złego, ostatecznie jego rolę przejął Jan Janga Tomaszewski, którego na scenie też wielbię, więc reklamacji składać nie będę.
Słuchając kolejnych to pieśni doszłam do wniosku, że autor ma bardzo "winny" repertuar. Spokojnie z samych piosenek o winie można by utkać spektakl. No i koniecznie z Krystyną Tkacz.
Kaszana zdalnie sterowana- piosenka otwierająca spektakl. Po woli na scenie pojawia się coraz więcej aktorów dążąc do kompletu. A ja czekam. Gdzie ten, na którego czekam...Barcisia nie ma :(
Miś song- ogromne zaskoczenie. Solowe wykonanie Katarzyny Żak, za którą na scenie nie przepadałam. Tak- czas przeszły, polubiłam ją w tej interpretacji. Delikatna ale i silna. Naprawdę ładnie wykonane.

Ryby swąd- piosenkę po raz pierwszy słyszałam. Idealnie trafiona w miejsce- klimat wakacji, plaży, słońca(no.. tu słabo trafili w tym roku). Ale przeszukałam pół internetu i nigdzie nie widzę tekstu tego utworu.
Nie wierzę Wierze- super energia, która udzieliła się ciutkę publiczności. Bardzo lubię to w spektaklach Satanowskiego, który tworzy piosenki narastająco- czyli najpierw mamy dwóch aktorów i z każdą zwrotką/refrenem mamy ich coraz więcej- aż na koniec wszystko eksploduje.
Nie mówię kto- pomijając samą treść utworu, który powinien każdy wziąć sobie do serca, chciałabym się pochylić nad interpretacją Tomaszewskiego. Klasyczna symbolika- starszy pan na scenie, który sprzedaje nam jakąś mądrość. W zestawieniu z poprzednią piosenką pełną energii mamy tu totalny kontrast. Jedna osoba na scenie, bardzo statyczna- minimum ruchów. Tu nic więcej poza słowami nie trzeba. Bardzo podobało mi się to wykonanie- brawo Panowie!
Przygoda z Karłem- tak jakoś mi nie przypadło to wykonanie do gustu. Czegoś mi w niej zabrakło- wydaje mi się, że była jednak zbyt mocno przerysowana.

Utwór słyszałam też po raz pierwszy, skojarzyło mi się to z przepisem na ciasto podawanym przez A.Andrusa, które opierało się głównie na whisky dobrej jakości. Tu bardziej bogato- baardzo dużo składników było nam potrzebne
Wino proste- Katarzyna Żak wcieliła się w nauczycielkę, która doskonale wyłożyła jakie powinno być wino i jak je najlepiej spożywać. Z każdą chwilą mamy coraz więcej "doradców" na scenie.
Sznurek- wspaniała inscenizacja! Oglądałam i uśmiech nie schodził mi z twarzy. Aż zaczęłam żałować, że nie sprawdzałam, czy za moją szkołą jakieś zielsko nie rośnie- tak przyjemnie się na nich patrzyło! Jan Tomaszewski który przebiega w ostatniej zwrotce z zielskiem na sobie- genialny!!!
Jak legenda miejska głosi, piosenka ta była inspirowana wypowiedzią byłego premiera odnośnie palenia w młodości konopii.
Jak legenda miejska głosi, piosenka ta była inspirowana wypowiedzią byłego premiera odnośnie palenia w młodości konopii.
Małgocha- czy jest na świecie ktoś, kto nie zna tego utworu? Ja znam bardzo dobrze- i ta interpretacja ścięła mnie z nóg- całe szczęście siedziałam. Dlaczego, Pani Dorota nie nagrała płyty z piosenkami Bukartyka w swojej interpretacji?! To niesamowite co ona zrobiła na tej scenie wyłącznie siedząc w czerwonej bluzie. Miałam ciarki na twarzy... Jak często Wam się to zdarza? No właśnie... to jest najlepszy wskaźnik mocy tej interpretacji.
Miała podwójnie trudne zadanie- trzeba pamiętać, że ciężko jest zatrzymać rozpędzony pociąg. Publiczność świetnie się bawiła ale po pierwszym wersie była już pogrążona w zadumie. Brawo!!!
???- Nie wiem jaki tytuł ma ten utwór, zarówno mi jaki internetowi jest póki co obcy. Na krzesłach siedzi dwóch gitarzystów, z czego jeden prawdziwy ;) Pięknie lekko zafałszowana piosenka. Pełna smutku i melancholii, co prawda, jedynie w duszy gitarzysty śpiewającego, piosenka, której największą fanką jest mamusia wykonawcy. Nawet jego gra jest dla niej najpiękniejsza.
Miała podwójnie trudne zadanie- trzeba pamiętać, że ciężko jest zatrzymać rozpędzony pociąg. Publiczność świetnie się bawiła ale po pierwszym wersie była już pogrążona w zadumie. Brawo!!!
???- Nie wiem jaki tytuł ma ten utwór, zarówno mi jaki internetowi jest póki co obcy. Na krzesłach siedzi dwóch gitarzystów, z czego jeden prawdziwy ;) Pięknie lekko zafałszowana piosenka. Pełna smutku i melancholii, co prawda, jedynie w duszy gitarzysty śpiewającego, piosenka, której największą fanką jest mamusia wykonawcy. Nawet jego gra jest dla niej najpiękniejsza.
Anonimowa żółta rączka- tu mi trochę zabrakło pomysłu.
W życiu liczy się porządek- Dorota jako wykładowca przypominający o tym,żeby kapcie odwieszać na wieszaczek z muchomorkiem- mój mistrz!
Czuję, że umrę- Bardzo dobrze zaśpiewana piosenka przez Arkadiusza Brykalskiego. Pełna skupienia, spokoju, mimo szybkiego tempa.
Kruchy jest człowiek- zaraz po tym, jak Arkadiusz w barze padł- Krystyna Tkacz opowiada swoje barowe historie. Każde jej wejście na scenę jest tak idealnie w punkt, że aż ciężko
Taki tam grzech- Śpiewała Dorota osińska. Cisza mówi wszystko.
Serce na patyku- kiedyś myślałam o tej piosence na scenie. W mojej wizji powinno wykonywać ją dwóch mężczyzn, więc niestety, ta wersja do mnie nie przemówiła. Za to podziwiam zawsze aktorów, którzy na scenie gwiżdżą.
Na twarz- kolejna piosenka mędrca.
???- Katarzynka Żak w cekinowej sukience śpiewa piosenkę w kabaretowym stylu- naucza nas, ze moda jest lekiem na wszystko.
Piosenka o tęczy- bardzo przyjemna aranżacja piosenki- to była moja pierwsza myśl. Kolejna, ze to chyba już koniec. Artyści wszyscy na scenie, piosenka wesoła. Chyba time to say goodbye.
Pryszcz na nosie- początkowo zaśpiewana humorystycznie- w refrenie ton został zmieniony w poważniejszy i bardziej dostojny. Piękny utwór, narastający, dający do myślenia. Wspaniale wyciszająca na sam koniec. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby to ona zamknęła spektakl i z tym tekstem w głowie wyszłabym z teatru
Trzeba mieć ambicję- no gdyby tej piosenki nie było- to już by zakrawało o przestępstwo- na szczęście została odłożona na finał. I bardzo fajnie- ponieważ w ramach bisu mogliśmy usłyszeć ją dwa razy. Piosenka w typie "róbmy swoje", czyli każdy po jakimś wersie od siebie podrzuci i mamy piosenkę.
Jedno,malutkie zastrzeżenie. Fajnie by było, gdyby na bisie już wyluzowali z interpretacją. Wtedy nie odnosi się wrażenia, że po raz kolejny odtworzyliśmy tę samą piosenkę. Ale, trochę się czepiam.
Koniec. Jak to mówił, w spektaklu "Nie dorosłem do swych lat" wcześniej już wspomniany Artur Andrus- "jeśli spektakl jest werymacz, przejdzie po scenie Krystyna Tkacz. Przeszła, było wspaniale!
________________________________________
Słów kilka o teatrze. Po raz kolejny zdarzyła mi się bardzo niemiła sytuacja. Kupuję bilety ze sporym wyprzedzeniem (jak to w teatrze). Mam pierwszy rząd, sam środek- idealnie! Nie będzie mi nikt zasłaniał. Spadają też szanse na rozmowy czy jedzenie przez kogoś cukierków- jakoś w pierwszych rzędach ludzie bardziej czują, że "nie wypada". Wchodzimy na salę a tam... rząd "0"! Dostawiony tuż przed moim. Na tej samej wysokości, więc okazuje się, że każdy rząd jest lepszy niż mój, ponieważ jest spad na widowni. I siedziałam wiercąc się i wchodząc w pole widzenia moich sąsiadów, którzy mieli to szczęście, że siedziały przed nimi niższe osoby. Ja nie widziałam dosłownie nic. Musiałam czasem się więc bardziej skupić w którą lukę między ludźmi powinnam teraz zerknąć, aby dobrze widzieć. I prawdę powiedziawszy uważam, ze te miejsca powinny być sprzedawane jako gorszej kategorii
zdjęcia pochodzą z portalu: trojmiasto.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz