SPEKTAKL: 10/10
REŻYSERIA: 10/10
SCENOGRAFIA: 11/10
Komu polecam?
Dorosłym, ewentualnie dorosłym z dziećmi. Przypomnijcie sobie czym jest piękny przyjazny świat. Bez problemów i wad.Prawie cztery lata temu Maciej Korwin powiedział, że w naszym teatrze zostanie wystawiony Shrek. Wcale nie byłam z tego powodu szczęśliwa, zwłaszcza że oznaczało to przesunięcie premiery Złego na rzecz jakiegoś komercyjnego badziewia. No ale Broadway zaproponował- grzech odmówić wiec trzeba było podnieść rękawicę i zapoznać się librettem, zanim zacznie się narzekać- lub żeby chociaż zebrać argumenty na nie. I tak też słuchałam w tramwaju warszawskim ścieżki dźwiękowej- która w momencie uwertury mnie wciągnęła jak w jakiś magiczny świat. Część piosenek przeskakiwałam, za to niektóre odtwarzałam w kółko. Okazało się, że Shreka i Warszawę da się lubić.
Ale od początku...
Big Bright Beautiful World
Big Bright Beautiful World
Uwielbiam
moment kiedy kończy się uwertura, zaczynają ruszać się drzewa w takt
muzyki a światła przy tym świetnie współgrają. Ale zawsze ogromnym
szokiem, wcale nie pozytywnym, jest moment pojawienia się małego Shreka
wraz z rodzicami. Wiem jesteśmy w teatrze, ale sa bardzo sztucznie
zrobieni i to wytrąca mnie chwilowo z bajkowego świata. Na szczęście
mały Shrek i rodzice nie stoją na scenie wiecznie, więc szybko pojawia
się ten SHREK.
Tym razem miałam
okazję zobaczyć w jego roli Łukasza Dziedzica- i mam nadzieję, że już
do końca wystawiania tego tytułu własnie jego będę na tym spektaklu
widywać odgrywającego te postać./ BARDZO się cieszę że Dziad ma główną
rolę. Jednak od czasów Franka za wiele nie miał czego tu pokazać i nic
dziwnego, że musiał tułać się po jakichś Zaolziach- mam mowy ulubiony
wyraz/. Więc pojawia nam się Shrekodziad i pierwsze co się rzuca to jego
chudziutkie nóżki! Za moich czasów nie był chuderlawy, jednak
puszystość kostiumu zrobiła efekt powiększający od pasa w górę, a nogi
pozostały "własne"- mogliby to dopracować, ale.. czepiam się.
...pojawia
ten się Shrek! Zaczyna śpiewać i już wiem, ze to jest odpowiedni aktor
na odpowiednim miejscu. Wyskakuje z toalety krzycząc "gdzieś mam ten
wasz przyjazny świat" i widzę w nim Javerta, który faktycznie tak jak
mówi- tak jest. Pasowało to do tej postaci zwłaszcza gdy straszył
mieszczan. I tak chodzi, straszy- obłęd w oczach. Po czym dociera do
swojego odludzia i.. wrzuca na luz. Dziad- Shrek zaczyna tańczyć w
różnych stylach, podśpiewywać i podskakiwać wesoło. Widząc Dziedzica w
roli Perczyka faktycznie miałam wrażenie, że jest bardziej wyluzowany na
scenie, ale to co się działo tu- było niesamowite. Wcześniej widziałam
Ostrowskiego i Westera. U nich miałam to samo wrażenie- spektakl fajny,
ale postać Shreka beznadziejna. Widać było, że nie dają rady się w tym
kostiumie po prostu poruszać. Dziad kostiumu nie odczuwał wcale a wcale-
dodatkowo potrafił zupełnie na luzie tańczyć. Dodatkowo nie miał
problemu z wyciąganiem końcówek, z którymi panowie wcześniej sobie nie
radzili.
Scenę zakończył słowami "noo to teraz
na ropuszki" i gestem sugerował, co to za ropuszki- wszyscy dorośli
panowie nie ukrywali swojego śmiechu;)
Story Of My Life- jedną ze świnek był Baca. On zdecydowanie może powiedzieć że praca jest dla niego przyjemnością a nie przykrym obowiązkiem- niczym Ola Meller skradał mi wszystkie zbiorówki. W chóralnym odśpiewaniu "odmień nasz zły los" bardzo mi się spodobało zapełnienie sceny. Po prawej stronie stał cały tłum wyrzutków po lewej zaś siedział Wilk okrutnie zły (Sasha) i melorecytował wyraz LOS. Był przecudowny i mimo że tylko siedział (choć dynamicznie) na krześle, to nie sposób było na niego nie patrzeć. Nie wiem czemu ale lubię jak aktorzy na scenie właśnie w ten sposób się ustawiają.
Story Of My Life- jedną ze świnek był Baca. On zdecydowanie może powiedzieć że praca jest dla niego przyjemnością a nie przykrym obowiązkiem- niczym Ola Meller skradał mi wszystkie zbiorówki. W chóralnym odśpiewaniu "odmień nasz zły los" bardzo mi się spodobało zapełnienie sceny. Po prawej stronie stał cały tłum wyrzutków po lewej zaś siedział Wilk okrutnie zły (Sasha) i melorecytował wyraz LOS. Był przecudowny i mimo że tylko siedział (choć dynamicznie) na krześle, to nie sposób było na niego nie patrzeć. Nie wiem czemu ale lubię jak aktorzy na scenie właśnie w ten sposób się ustawiają.
Tuż
przed spotkaniem Osła (K. Wojciechowski )- czyli szukając zamku, Dziad
mówił- i przypomniało mi się, że on sepleni. Przypomniało mi się nie
dlatego, że zaczęłam wspominać nasz wspólny powrót do Gdańska i tę
upojną noc.. On po prostu stal i seplenił na scenie tak strasznie, i nie
wiem jak wielkie trzeba mieć znajomości, żeby mimo wszystko zostać
aktorem.
Don't Let Me Go- Zawsze w tej scenie było tak, że Osioł biegał, skakał, błagał, żądał- a Shrek chodził od lewej do prawej kieszeni nie mogąc znaleźć miejsca. Tym razem właściwie odpychanie Osła przez Shreka było tak świetnie ograne, że właściwie to była jego scena. Pierwszy raz miałam wrażenie, że to Shrek ma większe ADHD niż Osioł. I w sumie chyba nie tak powinno być- ale mi się podobalo :)
I Know It's Today- niegdyś moja ulubiona piosenka- tym
razem wypadła najgorzej. Może dlatego, że jednak nie przepadam za
Fioneczką na którą tym razem trafiłam. Tym razem była wnuczka
dyrygenta, której to śpiewanie nie bardzo jednak wychodzi. Do tego,
malutka (6cioletnia) Fioneczka zaczęła dojrzewać i jej biust widoczny
pod sukienką już odejmował jej uroku i nie bardzo wiarygodnie wyglądała
siedząc z misiem na kolanach. Fionka nigdy mnie nie porywała, ale na
koniec weszła ONA- Fiona Smukowa! Nigdy jeszcze jej nie widziałam w tej
roli! Jaka ona była cudna! Zakochałam się!
Travel Song- Jedna z moich ulubionych piosenek- i do dziś nie rozumiem, czemu jej na West Endzie nie wprowadzili w spektakl. Długa droga przebyta przez panów-
Don't Let Me Go- Zawsze w tej scenie było tak, że Osioł biegał, skakał, błagał, żądał- a Shrek chodził od lewej do prawej kieszeni nie mogąc znaleźć miejsca. Tym razem właściwie odpychanie Osła przez Shreka było tak świetnie ograne, że właściwie to była jego scena. Pierwszy raz miałam wrażenie, że to Shrek ma większe ADHD niż Osioł. I w sumie chyba nie tak powinno być- ale mi się podobalo :)

Travel Song- Jedna z moich ulubionych piosenek- i do dziś nie rozumiem, czemu jej na West Endzie nie wprowadzili w spektakl. Długa droga przebyta przez panów-
Who
I'd Be- tu uwaga szok! Tyle razy na spektaklu byłam, tyle wersji
słuchałam, a tu niespodzianka! Początek to są jakieś dwa-trzy takty, tak powiązane z
"Bring him home". Aż dziwne, że na fali uwielbienia Nędzników nie zauważyłam tego!
"Bring him home". Aż dziwne, że na fali uwielbienia Nędzników nie zauważyłam tego!
Uwielbiam tę piosenkę. Chyba dla
niej ( i jeszcze "zerwalem kwiatek") warto się pojawić na tym spektaklu.
Właściwie jest za każdym razem inna- zależy w jakim etapie życia się ją
ogląda. Czasem jest pesymistyczna do bólu. Czasem daje cień nadziei.

Zauważyłam
też tym razem wiele "ludzkich" cech nadanych bohaterom, ale nie takich
oczywistych: Shrek-mężczyzna-silny, Fiona-kobieta-delikatna. Te relacje
były tak zmienne i w pewnym momencie wydawało nam się, że w tym
spektaklu jesteśmy Osłem, później Fioną na Shreku kończąc.
Mam
wrażenie,ze cała obsada, choć w dużej mierze wymieniona- zaczęła się
spektaklem wreszcie bawić. Dotarli do etapu, że żadna wpadka raczej ich
już nie zaskoczy i dadzą radę to ograć jakkolwiek to pójdzie. Efektem
tego jest bardziej zapełniona scena i smaczki,które można wyłapywać.
Zastanawia mnie, czemu Korwin nie wybrał od razu Łukasza do obsady. Początkowo sobie przypomniałam, ze to był okres Nędzników na których wypadało, żeby jako pierwsza obsada się pojawiał. Jednak przecież grał Farquada, więc na miejscu był.
Zastanawia mnie, czemu Korwin nie wybrał od razu Łukasza do obsady. Początkowo sobie przypomniałam, ze to był okres Nędzników na których wypadało, żeby jako pierwsza obsada się pojawiał. Jednak przecież grał Farquada, więc na miejscu był.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz